Cóż, mija wrzesień. Coś, co nie powinno
dziwić, napawa smutkiem pozbawionym
logiki; w końcu nie wystarczy skinąć,
by czas nagle zatrzymał się w niedozwolonym,
ale wygodnym miejscu. I za chwilę
ręka dotknie poręczy, a na stopnie
noga wejdzie z ciężarem ciała, tyłem
wsuniesz się na korytarz pociągu. Pochopnie
zerkniesz raz jeszcze za siebie, znów przez syk
drzwi zamykanych i gdzieś ponad głowy
ludzi śpieszących peronem (ten przesyt
nagromadzonych szczegółów!). Innymi słowy
poddasz się temu, co mija. Naprędce
sklecona myśl tak jak nitka chirurga
zszywa przeciętą jedność, w tym zamęcie
może leczyć, ale zbyt jest krótką ta ulga,
by w niej pokładać nadzieję terapii.
Skrzypi skaj siedzeń, gdy przesuwasz ciało
niezgodnie z ruchem kół i znowu trapi
cię to, co się w świecie tym dotąd nie odstało.
Wagonów szczęk, gdy pociąg nagle zwalnia
przed stacją; słońca czerwień znów oliwi
mechanizm scen plus liczne didaskalia:
zbiór gestów, ksiąg i snów, któreśmy zgromadzili.
poniedziałek, 23 września 2024
*** (Cóż, mija wrzesień…)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz