Słońce czekało już na mnie, gdy
wystawiałem najpierw dłoń, żeby sprawdzić
temperaturę. Biegłem potem, niemal
oślepiony. Najpierw wzdłuż muru,
przeskakując ułomne konary i resztę
połupanej cegły, czasem
wystający ząb pordzewiałego
pługa, ostry pazur
przewracarki, bo składowali tam
co popadnie. To wszystko
było na dnie naszego morza
przez te dni, gdy
badaliśmy każdą cząstkę wody, szorstkie
paski dróg jak lejce wodorostów, wraki wież przesyłowych.
Potem cierpliwie nanosiłem na zawilgłą mapę
te wszystkie falujące punkty.
Stateczki z papieru
tonęły w żeliwnej miednicy.
Rzeka odpływała bez nas,
niknąc w oczach.
Tylko obojętne słońce
znowu wstawało po jej drugiej stronie;
tam, gdzie zwykle,
tam, gdzie powinno.
W oczekiwaniu.
piątek, 9 sierpnia 2024
W oczekiwaniu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz