Rozmaitość wieczorów; każdy niepodobny
do byłych i tych przyszłych, nowy i osobny
I osobnej wart pieśni, i w innym języku,
który ludzi i duchów uwagę by przykuł
Który wybrzmiałby z mocą i w pełni po latach,
języku bliskim sobie, dalekim od świata
Wieczory rozmaite! Wprzęgnięte w zimowy
bieg sań gdzieś w górze rzeki lub w letnie połowy
z pokładu smolnej tratwy. Wieczory jesienią,
które swą moc straciwszy, niczego nie zmienią
poza liści kolorem, światłem chropowatym
i wyblakłym jak zdjęcie. Wieczory na straty
spisywane zbyt letnim piórem i bez racji,
wieczory z gór schodzące od wschodniej Słowacji
Wieczory, które zbiegły na „módl się i pracuj”,
wieczory przydymione gdzieś w skrzyńskim pałacu
Słońce dłużej i dłużej za biel brzóz się chowa
i z kocich łbów swych wróży chwiejna Kolejowa
I nigdy się te wróżby sprawdzić jej nie miały
wśród wzgórz, gdzie z manlicherów jeszcze słychać strzały
Wolno słońce zachodzi, niegasnąca rana…
Błyska w rzece wieczornej szczupak, pstrąg i brzana
I kominów dalekie kołyszą się światła,
i niknie w nurcie nocy smołowana tratwa
środa, 11 czerwca 2025
Wieczory II
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz