Wtedy was zobaczyłem,
drzewa pod śniegiem.
Wychodząc z podwórza
ciemnej kamienicy.
Wyszedłem, by odzyskać wzrok.
Byłyście jak dar.
Wyciągnąłem ręce przed siebie.
Mój dotyk nie był wam niemiłym.
Unosiłem was tak wysoko,
jak tylko mogłem sięgnąć.
Obłoki lśniły metalicznie.
Palce obejmowały coraz cieplejsze powietrze.
Dolnym traktem
jechały pojazdy: pług,
furmanka, małe śmieszne autko.
Ciężarówka
z klatkami na króliki
skręciła ku granicy.
Patrzyłyście na to,
drzewa pod śniegiem.
Z doskonałą obojętnością,
z zimnym uśmiechem,
choć bez wyższości.
I ja w tym wszystkim:
z waszym darem,
onieśmielony.
A jednak,
co musi tu zostać powiedziane,
powołany na nowo.
czwartek, 14 listopada 2024
Drzewa pod śniegiem
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz