wtorek, 29 października 2024

Obwoźny sklep


Przez kilka lat jeździłem tędy, popatrz,
żeby zarabiać jakieś pieniądze.
Nie było tego wiele, ale zwróć uwagę,
że nie brakło niczego tobie ani siostrze.
Aż się skończyło, synu, tak w dziewięćdziesiątym
bodaj ósmym, potem
powstał tutaj, za tamą, market i nie było sensu
wyprowadzać z błotnistej
zajezdni za kwartałem hurtowni tego cyrku
na kółkach. Ano, obwoźny
handel miał swe wielkie chwile;
wjeżdżaliśmy w góry, latem piękne, zimą
znacznie mniej łaskawe, ale taka u nas
zawsze była zima.
Przestało być potrzebne to, co robiliśmy.
Tak się zdarza często, nie o żal tu idzie.
Zresztą zawsze mogę wskazać na swe dłonie:
ciężkie, spracowane, a to jednak coś znaczy.
Dziś, kiedy czasem słyszę przeciągły dźwięk klaksonu,
wybiegam z pośpiesznie
narzuconą na ramiona
kontraktową M65 i patrzę w wąskie
zaciśnięte usta ulicy
i wołam, wołam.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz