Zwykle, rzecz jasna,
przed Wielkanocą, kiedy
łąki oddawały swoją wilgoć, ale
także kiedy indziej, sierpniem,
gdy szklane słoje czekały
na południowym oknie.
Samotnie lub w kilku,
ale z jedną łopatą,
ustawieni w karnej kolejce,
wyczekujący.
Kopaliśmy chrzan,
przekonani o swej ważności,
może nawet niezastąpieni,
z rękami polepionymi
tłustą nadrzeczną gliną.
A kiedy nadchodziła zima,
szliśmy tam, gdzie
ziemia nie zdążyła się
jeszcze zasklepić,
i dotykaliśmy jej ran
z pewnym zakłopotaniem,
nieumiejętnie maskowaną
czułością winowajców.
środa, 16 października 2024
Kopanie chrzanu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz