Stoisz w oknie, gdy zamieć
jest u wrót wszystkiego.
Które to już święta,
które Zmartwychwstanie…
Tyle można mówić,
lecz język skostniały.
W cichej tajemnicy
fundowane wota.
Tak wiele zamarzło
w śniegu niespodzianym.
Wciąż ściśnięte gardło
niecichnącym płaczem.
Judaszowe ognie
wypalają drogę.
Tam las obity srebrem,
niepogoda w oczach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz