Śnieg w dolinie pod nawisem
czerwonego nieba. Jazda na łyżwach, jeszcze
niżej, w półkolu. Po przerywanym wzorze
jakiejś wielkiej, trzeszczącej
w szwach litery. Staw zamieciony
przez mroźną noc pod nasze
ortaliony. Konie w obłoku
pary na drodze obok, stukające
kopytami do wrót podziemi. W ufnych
oczach najciemniejszego z nich błysk niepokoju,
lęk, jakby usłyszał odpowiedź.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz