środa, 20 maja 2015
I otwiera drzwi
I znów ta chropowata
biała ściana (istnieje biel, która
wyzbywa się muzyki)
i cień wychudzonego
motoroweru, przeciągany
przez słońce.
Napis u góry deszcz najpewniej
uznał za nieważny.
I tak warsztat jest pusty,
wszyscy stąd się wynieśli.
Nikt nie potrzebuje
wiedzieć
niczego o przeznaczeniu.
Po co więc
przyjeżdża tu co rano
ów staruszek, opiera o ścianę
motocykl, wchodzi pewnym
krokiem i otwiera drzwi
ciemnej rupieciarni
jakby odwijał bandaż?
Po co parzy kawę,
zapala papierosa w lufce,
nasuwa na zmęczone oczy
dwa prostokątne, zakurzone binokle?
Rzeka za jego budą
robi się gęstsza, ściśnięta
cęgami miesięcy.
I znów ta biała
ściana, tym razem po kilku
godzinach, kiedy wychodzi, zachowując przyjęte
reguły. I gdy dotyka
tej wyzywającej białości
iskra przebiega
po jego wodnistym ciele
i zapala pozbawiony cienia
motocykl, na który zawsze
mówiliśmy „motór”.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz