czwartek, 14 listopada 2024

Drzewa pod śniegiem

 
Wtedy was zobaczyłem,
drzewa pod śniegiem.

Wychodząc z podwórza
ciemnej kamienicy.

Wyszedłem, by odzyskać wzrok.

Byłyście jak dar.

Wyciągnąłem ręce przed siebie.
Mój dotyk nie był wam niemiłym.

Unosiłem was tak wysoko,
jak tylko mogłem sięgnąć.

Obłoki lśniły metalicznie.
Palce obejmowały coraz cieplejsze powietrze.

Dolnym traktem
jechały pojazdy: pług,
furmanka, małe śmieszne autko.

Ciężarówka
z klatkami na króliki
skręciła ku granicy.

Patrzyłyście na to,
drzewa pod śniegiem.

Z doskonałą obojętnością,
z zimnym uśmiechem,
choć bez wyższości.

I ja w tym wszystkim:
z waszym darem,
onieśmielony.

A jednak,
co musi tu zostać powiedziane,
powołany na nowo.




 

wtorek, 5 listopada 2024

Dom nad morzem

 
Na domu z kamienia fala
przesuwa ciężki cień
i zaraz robi się więcej miejsca
dla zmarłych i zaginionych.

W kamiennym lustrze tańczą
sprężyści, ogoleni.
Słońce skulone na ganku
zagryza cudze wargi.

Wiatr lekką ręką sypie w rany lądu sól,
głucha sofa drży, fotele chrome, kredens ślepy.
Rośnie bochen przeznaczenia
i trzepocze chorym skrzydłem pusta w środku mewa.

W kamiennym domu nad morzem
pająki szkicuję mapę
wiecznego odwrotu. Niewiele
im trzeba, by odejść stąd na zawsze.

Nić przeraźliwie srebrna
przyszywa morze do brzegu.
Zalepiamy oczy pajęczyną
i wtedy widzimy wyraźniej.

Dom z kamienia odsłania
nagie ramię, rozplata nocy ręce.
Oto łódki, chude, oszalałe
psy, płyną tam, gdzie najgłębiej.