Tam, gdzie żyliśmy, nie było zbyt wiele
miejsca ni czasu na istotne sprawy.
Ciągle tak samo, przed laty, przed rokiem:
wiosna przychodzi w zieleniach nieśmiałych,
słońce dogasa w jednym z wielu okien.
Dziecko na skwerze zdejmuje sandały.
Pies śpi u wody, znużony widokiem.
I białe w morzu kołyszą się nawy.
Ni miejsca, ni czasu na sprawy istotne.
Tak, jakby one inaczej istniały.
Poza naszym porządkiem, poza naszym okiem.
Prom przybija na przystań. Pędzą chmury lotne
i pies się chwiejnie budzi. Krok za krokiem
w głąb miasta wiedzie ludzi ociemniałych.
piątek, 19 lipca 2024
Tam, gdzie żyliśmy
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz