Mgła wklejała
wycięte brzozy do porannego pejzażu
jak zdjęcia do albumu. Rzeka tłukła się o brzeg.
Spłoszony lis uciekał przed nami,
aż zagwizdał pociąg
i wszyscy – zwierzę, niedorośli myśliwi –
zastygliśmy w oczekiwaniu
na coś nowego,
pełnego obietnic.
A to nie przychodziło
albo stawało się zbyt wolno,
byśmy mogli zauważyć. Wtedy,
gdy przesuwaliśmy się po omacku
od maja do początków
pylistego września i z powrotem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz