Otwórzmy więc książkę. Czas dowiedzieć się, czy
bohater przetrwa
opresję, humorem wisielczym
bawiąc dziś rozmaitej maści
melancholików. Wkrótce się wyjaśni
i będziemy mogli zasnąć spokojnie
jak drzewa, kamienie, mchy;
syci na chwilę, otuliwszy skronie
wawrzynem poduszki. Niewiele
przychodzi we śnie, ale
coś pewnie da się z tego
wydestylować w warsztacie
praktycznych decyzji. Pod śniegiem
snu czeka życie; wystarczy
skulić się i nie pozwolić zasnąć
oczom, niech reszta ciała
śpi, lecz one niech czuwają,
sycąc się powiastką
o malowaniu parkanu,
o wielkoludzie wśród małych,
podróży przez pustynie wykrwawionych mórz,
o pogrzebanych na rozstaju
spojrzeniach czy Hektora
niepogrzebanym ciele albo
o śmierci w angielskiej albie;
niech czuwają
oczy. Gdy dzieli się
na części świat,
tworząc nie chaos, ale inne światy –
do nich, bohaterów
płócien i kart,
należy krawędź
tych kontynentów; powiedzą zatem:
„Nawę, żeglarzu, skieruj
tak, by latarnia – błyszczące oczy poety –
przykrawała mrok, aż
zostaną majuskułowe litery
tej wycinanki: NIECH
CZUWAJĄ! Czy widzisz
sam siebie, jak
niepewnie – lecz jednak! – płyniesz
po krótkich, zbitych falach
jak po skłębionych snach?”.
Bo tylko oczy niezgasłe zniosą wyspy śmiech,
tej, która co raz to zbliża się, to znowu oddala.
środa, 3 listopada 2021
Niech czuwają
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz