wtorek, 28 listopada 2023

O, królu Koryntu!

 
Skute lodem miasto. Tylko kry
sterczą i rysują gładką powierzchnię ułudy;
po co nam to było? O, królu Koryntu, bezbronny
na tej płaszczyźnie, gdzie twój głaz
toczy się lekko, lecz bez celu
nawet tak okrutnego jak twój dawny; co robić,
gdy tutaj wyrzuciło nas morze. Część zimy
należy do nas, część to miasto umarłych.
Wyobraźnia wyprzęga się z sań i jesteśmy
skazani na własne nogi. Stopy podobnie jak ręka
zapamiętują dotyk: tę pisownię najważniejszych ze słów,
do których zawsze dociera się
o milimetry za późno, by cieszyć się pełnią.
Szczupleją dłonie; łyżwiarze tam w dole
zakreślają elipsy. Minuty milczą, cienie
mijają się. I nie ma już ostrej bieli, która
przekreślała nasze książkowe trzydzieści
sześć i sześć; co pozostało więc? Muzyka
rzeki o spierzchniętych ustach, gdy udziela
odpowiedzi przybyszom, gdy milczy wobec
miejscowych. W domu, gdzie rozlewa się
świetlista nafta, ktoś upuszcza widelczyk; ciebie
również przeraża ten dźwięk, królu
Koryntu? Otulamy się bardziej i bardziej,
i idziemy, gdzie trzeba, czyli
tam gdzie poniosą oczy, zastępujące
zmarznięte nogi. Tam, gdzie
poniosą oczy, również jest zima. 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz